wtorek, 9 września 2014

44. Pstrąże - urban exploration

Dzisiaj dość nietypowy wpis, jak na mojego bloga, ale temat jest ciekawy, więc sądzę, że warto się nim z Wami podzielić w postaci mini fotoreportażu :)



Tak, jak pisałam w poprzedniej notce, czekała mnie wyprawa wgłąb kraju; wraz z chłopakiem zrobiliśmy sobie 10cio dniową objazdówkę. Jedym z punktów wycieczki było Pstrąże.


Miasto zostało opuszczone w 1992 roku, wcześniej zamieszkiwali je radzieccy żołnierze wraz z rodzinami. Łącznie mieszkało tam ok 15 000 osób. Teren został całkowicie odcięty od reszty Polski, zburzono nawet most nad rzeką Bóbr, by żaden Polak nie mógł się tam dostać. Pprostu taka niezależna, rosyjska enklawa w środku powojennej Polski. 



Miasto było zamieszkane jeszcze przez 3 lata po upadku komunizmu - pewnego dnia nagle wszystkich mieszkańców wywieziono do Rosji. Od tego czasu miasto popada w ruinę, co przyspieszają ćwiczenia wojskowe, jakie czasem się tam odbywają. Świadczą o tym ślady po kulach (a nawet i cięższej amunicji) na ścianach. 



Na terenie, który znajduje się w środku lasu można znaleźć między innymi szkołę, przedszkole, bloki mieszkalne. W części północnej jest też podobno silos, w którym wg plotek znajdowała się głowica rakietowa. Tam niestety nie dotarliśmy, robiło się już ciemno, nie mieliśmy ze sobą latarki (błąd niedoświadczonych "badaczy" ;)) a w oddali słychać było warkot przejeżdżających samochodów, prawdopodobnie wojskowych, z którymi nie chcieliśmy mieć do czynienia.

Wstęp na teren miasta-widma jest podobno nielegalny, jednak przez dłuższy czas nie było widać żadnych tabliczek, znaleźliśmy je dopiero w dalszej części, kiedy już właściwie planowaliśmy odwrót.



Wniosek jest prosty - nie jest to wycieczka na jeden dzień - żeby dokładnie wszystko zobaczyć trzeba co najmiej dwóch dni - z tego względu planujemy kiedyś znów odwiedzić to miejsce. Klimat jest niesamowity, zwłaszcza, że bloki są łudząco podobne do tych, które widzę codziennie w moim mieście, na Śląsku, prawie 300 kilometrów od Pstrąża. Właśnie to lubię w opuszczonych miejscach; że można poczuć cień ludzi, którzy kiedyś tam mieszkali, pracowali, bawili się i wcale tak bardzo się od nas nie różnili.




Większość mieszkań tak była właśnie tak zrujnowana.






W jednej z łazienek, albo kuchni, znalazłam niemal nietknięte kafelki


Wejście na dach, niestety dolne szczebelki ktoś zniszczył i nie udało się wejść

Natura powoli wygrywa wojnę o dominację a tym terenie.




Ściany przedszkola


I wnętrza




Ruiny szkoły


Sala gimnastyczna...


... i druga jej ściana. Na niej malunek, który kojarzy mi się z depresją. Mam wątliwości czy powstał przed, czy już po opuszczeniu miasta.



Jedyny budynek z północnej części, który udało się nam zwiedzić.